Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łomża Vive Kielce - Orlen Wisła Płock. Święta Wojna dla Kielc. Nafciarzom zabrakło czasu

Damian Kelman
Damian Kelman
plock.naszemiasto.pl
W meczu 13. serii PGNiG Superligi Orlen Wisła Płock rywalizowała na wyjeździe z Łomżą Vive Kielce. Do przerwy Nafciarze przegrywali 11:14. Po przerwie Wiślacy robili wszystko, by odwrócić rezultat, ale ostatecznie przegrali 26:27.

Kłopoty w ataku

Spotkanie w ataku zaczęli Nafciarze, którzy przeprowadzili długą akcję, aż sędziowie zasygnalizowali grę pasywną i w efekcie z drugiej linii musiał rzucać nasz zawodnik, który został powstrzymany przez Andresasa Wolfa. W odpowiedzi swoją okazję wykorzystali gospodarze, zdobywając pierwsze trafienie, a karę dwóch minut obejrzał Leon Susnja. Nafciarze musieli grać w osłabieniu i wycofali bramkarza, co przyniosło należyty skutek, bo trafienie zanotował Abel Serdio. Szybko jednak zrobiło się 2:1, bo miejscowi dobrze rozegrali ofensywną przewagę i rzucili ze skrzydła, ale i my nie byliśmy dłużni odpowiadając po składnej akcji za sprawą Zoltana Szity. Wówczas sędziowie pokazali obustronne wykluczenie, a na ławkę trafił Mirsad Terzic i Igor Karacic. Oba zespoły odpowiedziały sobie po razie i po pięciu minutach mieliśmy remis 3:3. Niestety, kielczanie wykorzystali swoją okazję, a w poprzeczkę trafił Michał Daszek i musieliśmy bronić, by rywale nie odskoczyli nam na dwie bramki. Udało się tego dokonać poprzez nieskuteczny rzut kielczan, a do ponownego remisu doprowadził Niko Mindegia. Skuteczną interwencją popisał się też w końcu Adam Morawski, lecz w prosty sposób straciliśmy piłkę w ataku i znów miejscowi objęli prowadzenie - 5:4, a w następnej akcji po raz pierwszy odskoczyli na dwa trafienia, po tym jak wcześniej dobrze zaprezentował się ich niemiecki bramkarz. Nie układała nam się od początku gra w ofensywie, lecz w tym fragmencie zanotowaliśmy całkowity zastój. Kolejny nasz atak został powstrzymany przez grę na czas, a kielczanie robili swoje i odskoczyli na 7:4 i o czas poprosił Xavi Sabate. Pierwsza akcja nie ułożyła się najlepiej, lecz wywalczyliśmy rzut karny, który na bramkę zamienił Sergei Kosorotov. W odpowiedzi szybko rzucili miejscowi i po kwadransie gry mieliśmy 8:5.

Szarpana gra Nafciarzy

Kolejne minuty po naszej stronie należały z kolei do Michała Daszka - autora trzech trafień z rzędu dla Nafciarzy. Pozwoliło nam się to zbliżyć na 9:8, lecz zaraz to gospodarze dorzucili trzy bramki, a my jedną i znów mieliśmy trzybramkową stratę do rywala. Wtedy też karę obejrzał Kosorotov, lecz nie wpłynęło to na naszą postawę. Zdobyliśmy dwie bramki, raz jeszcze dochodząc na jedną bramkę i wtedy ponownie przytrafiło nam się zacięcie z przodu, co wykorzystali miejscowi, trafiając dwukrotnie. Pech trwał dalej, bo karnego nie wykorzystał Kosorotov, ale udało nam się przejąć piłkę w obronie, i gdy mieliśmy doskonałą okazje na bramkę - w poprzeczkę trafił Serdio. Swojej szansy nie wykorzystali też kielczanie i na przerwę schodziliśmy przegrywając 11:14. Nafciarze mieli momenty, w których nawiązywali równorzędną walkę, lecz wiele pozostawiała gra ofensywna. Często nie potrafiliśmy znaleźć sposobu na rozegranie akcji, a gdy już się to udawało, powstrzymywał nas niemiecki bramkarz, jednakże przed drugą połową nie byliśmy bez szans.

Kielczanie trzymali przewagę

Drugą połowę zaczęliśmy w obronie i rozpoczęliśmy ją w najlepszy możliwy sposób. Piłkę wyszarpał Daszek i przebiegł całe boisko, nie dając szans rywalom, ostatecznie rzucając bramkę. W kolejnej akcji nasza defensywa popisała się doskonałym blokiem i znów mieliśmy piłkę Najpierw Kosorotova powstrzymał Wolf, ale po chwili rzut oddawał Abel Serdio i znów zmniejszył nasze straty do jednego trafienia, ale na ławkę kar powędrował Szita, a gospodarze wykorzystali przewagę jednego zawodnika. Dziś jednak gra w osłabieniu w strefie ataku nie sprawiała nam problemów - bramkę rzucił Kosorotov, ale znów szybko odpowiedział jeden ze skrzydłowych kielczan. Wróciliśmy do gry w pełnym składzie i niestety straciliśmy piłkę i gospodarze podwyższyli wynik ponownie na trzybramkową przewagę - 17:14. Na szczęście zaraz do siatki trafił niezawodny dziś Daszek. Po przeciwnej stronie tym razem pomylił się Dylan Nahi, ale i z naszej strony dobrej okazji nie wykorzystał Abel Serdio. Na szczęście zaraz przejęliśmy piłkę i kontrę na trafienie kontaktowe zamienił Przemysław Krajewski, ale wtedy potężnym rzutem odpowiedział Szymon Sićko. Dłużny nie pozostał z kolei Lovro Mihić i w 40. minucie mieliśmy wynik 18:17. Nafciarze znów doskonale ustawili się w obronie, i gdy znów wydawało się, że przejmiemy piłkę - na ławkę kar powędrował Krajewski, a do naszej siatki trafił Karalek. Wiślacy po raz kolejny potwierdzili jednak, że strata zawodnika w tym meczu nie jest im straszna, bo bramkę zdobył Szita, lecz prędko odpowiedział Karacić, utrzymując dwubramkową przewagę miejscowych. Skończyła się nasza kara i znów straciliśmy piłkę w ataku - identyczna sytuacja jak kilka minut wcześniej. Na trzy bramki przewagi wynik podwyższył Nahi i znów o czas poprosił nasz szkoleniowiec. Przełożyło się to na gola Kosorotova, ale równie szybko do naszej bramki trafili kielczanie. Niestety, my ponownie nie przebiliśmy się przez zasieki obronne Vive, a w zamian oni, po raz pierwszy w tym spotkaniu, odskoczyli nam na cztery bramki. Na tablicy wyników na kwadrans przed końcem było 23:19.

Święta wojna dla Kielc

Wisła nie mogła pozwolić rywalom na kolejne bramki, ponieważ mogłoby to przedwcześnie rozstrzygnąć wynik meczu i udało się odpowiedzieć golem Krajewskiego po rzucie karnym. Następnie gospodarze trafili w słupek, lecz w dogodnej sytuacji powstrzymany został Szita i Nahi znów zwiększył różnicę do czterech oczek. Zaraz oba zespoły dorzuciły po jednej bramce ze skrzydła. Dla płocczan trafił Krajewski, a dla Kielc - znów - Dylan Nahi. Niestety w kolejnej swojej akcji zostaliśmy powstrzymani przez Wolfa. Wreszcie też nam pomogło szczęście i wyłuskaliśmy piłkę, nie pozwalając odskoczyć na pięć bramek, ale była to tylko złudna nadzieja. Pogubiliśmy się w ataku, nie potrafiąc złapać piłki, a Nahi rzucił raz jeszcze i było 26:21. Załamani i bezradni Nafciarze zmarnowali kolejną okazję, oddając bardzo słaby rzut. Rywali przed zwiększeniem przewagi jeszcze bardziej powstrzymał słupek, od którego odbiła się piłka po rzucie karnym i wreszcie po pięciu minutach przełamali się nasi zawodnicy. Do siatki trafił Abel Serdio i na sześć i pół minuty przed końcem traciliśmy cztery trafienia. Łomża Vive długo męczyła się w swoim kolejnym ataku i ostatecznie nie zdobyła bramki, a w ataku faulowany był Daszek i gospodarze otrzymali karę dwóch minut. To była zatem ostatnia szansa, by powalczyć w tym meczu o skuteczny rezultat. Zaczęło się od bramki Abela Serdio z koła - 26:23 i cztery minuty gry. Dobra postawa w obronie i zyskaliśmy piłkę, a doskonałe podanie Niko Mindegi wykorzystał ponownie nasz hiszpański kołowy. Niestety, tym razem nie udało się powstrzymać gospodarzy. Po problemach z rozegraniem i długiej akcji w końcu jednak do siatki trafił Karalek. W miarę szybko jednak odpowiedział Mihić, ale została minuta i dwie bramki do odrobienia. Udało nam się przejąć piłkę, lecz pozostało tylko dwadzieścia sekund. Do siatki trafił jeszcze Kosorotov, ale to był koniec meczu. Po heroicznej walce, ostatecznie przegraliśmy 26:27, jednak należy pochwalić naszych szczypiornistów, bo walczyli do końca, by odwrócić losy spotkania.

Przed naszym zespołem jeszcze ostatni mecz w tym roku. W czwartek w ramach Ligi Europejskiej zagramy z hiszpański CD Bidasoa. Początek meczu 16 grudnia o godzinie 18:45 w Orlen Arenie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na plock.naszemiasto.pl Nasze Miasto