MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Marek Witkowski - zawodnik i dyrektor

Grzegorz Szkopek
Marek Witkowski z synen filipem
Marek Witkowski z synen filipem
Marek Witkowski został właśnie dyrektorem sportowym ds. piłki ręcznej. O swojej nowej roli w sekcji dowiedział się kilka dni przed 34 urodzinami. Teraz zamiast graniem zajmie się m.in. szukaniem swoich następców.

Marek Witkowski został właśnie dyrektorem sportowym ds. piłki ręcznej. O swojej nowej roli w sekcji dowiedział się kilka dni przed 34 urodzinami. Teraz zamiast graniem zajmie się m.in. szukaniem swoich następców.

Jako dyrektor Witkowski zajmie się polityką transferową. Będzie szukał np. młodych, utalentowanych graczy, pod kątem wprowadzenia ich do pierwszego zespołu. To ma być priorytet. – Ale muszą być to wybitne jednostki – twierdzi nowy dyrektor. – Takich zawodników już obserwuję. Generalnie gracze, którzy do nas trafiają muszą być zdecydowanie lepsi od naszych zawodników.

Witkowski ma też kilka marzeń. Chciałby, żeby powstał tzw. klub stu. – My jesteśmy w sytuacji o której marzą inne drużyny, bo mamy jednego dużego sponsora, pokrywającego budżet – mówi. – Ale stworzenie takiego klubu i przyciągnięcie nowych sponsorów, dałoby nam jeszcze większe możliwości. Moglibyśmy np. bardziej pomyśleć o kibicach.

Nowemu dyrektorowi marzy się także zapełnienie hali, nawet na meczach z mało atrakcyjnymi przeciwnikami. – Chciałbym, aby kibice żyli mecze jeszcze przed jego rozpoczęciem i po jego zakończeniu – mówi. – Nawet jeśli dzisiaj nasza hala nie jest wymarzonym do tego miejscem, to uważam, że da się to zrobić.

Niespełna dwa miesiące temu Witkowski jeszcze biegał po parkiecie. W poprzednim sezonie zdobył dla Wisły 98 bramek. Był trzecim w drużynie w klasyfikacji strzelców. Teraz został sportowym działaczem. Chociaż to koniec profesjonalnej kariery to ze sportu nie rezygnuje. – Nawet nie mogę – mówi. – Takie nagłe zerwanie mogłoby niekorzystnie odbić się na zdrowiu. Jeszcze nie wiem jak teraz będzie wyglądała moja sportowa aktywność.

W piłkę ręczna Marek Witkowski zaczął grac dość późno. Na pierwszy trening trafił jak miał 15 lat. – Chodziłem do klasy sportowej, w której nie było ścisłego ukierunkowania – opowiada. – Robiliśmy tam wszystko. Były gry zespołowe, lekka atletyka, gimnastyka.

Jako młody szczypiornista Witkowski sięgnął po medale mistrzostw Polski juniorów. Mając 19 lat wyjechał na studia do Warszawy. Grał w AZS AWF. Ale po roku, po rozmowach z trenerem Bogdanem Zajączkowskim, przeniósł się na studia zaoczne i wrócił do Płocka. W barwach Wisły występował przez pięć sezonów. Zdobył z nafciarzami historyczny pierwszy złoty medal dla Płocka. Miał wtedy 22 lata. Dziś ma na koncie cztery tytuły mistrzowskie z Wisłą i jeden z Vive Kielce.

Po złocie w 1995 r. skład został przemeblowany. Z zespołu odeszło kilku starszych zawodników. To miało wpływ na karierę Witkowskiego. Zaczął więcej grać, stał się podstawowym zawodnikiem. W 1998 r. rozstał się z Wisła. Przeszedł od odwiecznego rywala nafciarzy - zespołu z Kielc. To wydarzenie było w tamtym czasie wstrząsem w płockiej piłce ręcznej. Przez część kibiców Witkowski został wyklęty. – Wcale nie chciałem odchodzić z Wisły – mówi. – Uniosłem się jednak honorem. Poszło o właściwie nieistotny zapis w kontrakcie. I wyszło jak wyszło.

Witkowski przyznaje, że odejście z Płocka było dla niego olbrzymią szkołą życia. – Miałem wtedy 25 lat - opowiada. – Właściwie byłem dorosłym facetem. Jednak gdy trafia się na obcy teren, nie zna się ludzi, jest ciężko. Kielczanie walczyli o mistrzostwo, więc towarzyszyła mi jeszcze olbrzymia presja.

Niechętnie wraca do tamtych czasów. Wie, że niektórzy kibice mieli mu za złe przejście do Kielc. – Myślę, że w tej chwili moja osoba nie wzbudza negatywnych emocji – mówi. – Tamten rozdział został zamknięty. Sądzę, że teraz mam bardzo dobry kontakt z kibicami.

W drugim sezonie gry w Kielcach doznał bardzo poważnej kontuzji. Miał zerwane więzadło w kolanie. Przez dwa lata Witkowski nie grał w piłkę ręczna. Myślał, że to już koniec jego kariery. – Nie chciałem nawet już grać – mówi. – To był trudny okres w moim życiu.

Przez te dwa lata zdążył zrobić podyplomowe studia marketingowe. Założył własną firmę. Ale wrócił do grania. Został zaproszony do francuskiego zespołu Chalon s/Soane. Miał pomóc w awansie do III ligi. I ekipa awansowała. Po roku Witkowski wraz żona stwierdzili, że nie zaklimatyzują się we Francji. – Postanowiłem wrócić do Płocka – opowiada. – Zostałem przyjęty. Okazało się, że jeszcze potrafię grać w piłkę ręczną. Grałem jeszcze cztery sezony.

I były to lata obfitujące w największą liczbę złotych medali Wisły. Ale sentyment do Francji mu pozostał. Zwłaszcza do kuchni i wina.

Jako sportowiec Witkowski czuje się spełniony. – W każdym z zespołów, w którym występowałem grałem o wysokie cele – mówi. – Każdy mecz był więc ważny. W swojej karierze kilkanaście razy wystąpiłem w reprezentacji Polski. Mogłem też sprawdzić się w konfrontacji z najlepszymi europejskimi zespołami.
Sport miał wpływ na życie rodzinne Witkowskiego. Swoją żonę Gabrysię, poznał na jednym z wyjazdowych meczów. Ich syn, 6-letni Filip, był częstym gościem w hali Chemika, żeby dopingować tatę.

Marek Witkowski, gdy nie zajmuje się piłką ręczna, to zajmuję się nieruchomościami. – To jest ostatnio moją pasją – przyznaje. – Chciałbym kiedyś z rodziną mieszkać w starej części Płocka. Moim marzeniem jest widok z okien na Wisłę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na plock.naszemiasto.pl Nasze Miasto