Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uciekają z miejsc wypadków

Sebastian Śmietanowski
Takie miejsca to częsty widok na polskich drogach. Niestety..., foto: Paweł Kubicki
Takie miejsca to częsty widok na polskich drogach. Niestety..., foto: Paweł Kubicki
Przy ul. Piłsudskiego w Płocku kierowca potrącił mężczyznę, w Gostyninie samochód uderzył w malucha, w którym ucierpiała kobieta w ciąży, w Maszewie zginął młody chłopak – prawdopodobnie pod kołami ciężarówki.

Przy ul. Piłsudskiego w Płocku kierowca potrącił mężczyznę, w Gostyninie samochód uderzył w malucha,
w którym ucierpiała kobieta w ciąży, w Maszewie zginął młody chłopak – prawdopodobnie pod kołami ciężarówki. Wszystkie zdarzenia łączy jedno: kierowcy uciekli, pozostawiając ofiary na pastwę losu.
Nie ma tygodnia, by policja nie apelowała o pomoc w ustaleniu sprawcy takiego wypadku.

"Komenda Miejska Policji w Płocku poszukuje świadków wypadku drogowego..." – tak zaczynające się apele do płocczan pojawiają się coraz częściej. W zasadzie nie ma tygodnia, by policjanci nie szukali piratów drogowych, którzy najpierw powodują wypadek, często śmiertelny, a potem, jak gdyby nigdy nic, odjeżdżają, zostawiając konającą ofiarę. Zaledwie kilka dni temu, przy ul. Piłsudskiego, w rejonie dawnego Coteksu, kierowca samochodu osobowego potrącił pieszego przechodzącego przez jezdnię. Mężczyzna przeżył tylko dzięki szybkiej pomocy innych przechodniów. Kierowcy do dzisiaj nie udało się odnaleźć.

W tym samym czasie w Gostyninie mieszkaniec powiatu uderzył w malucha i zwyczajnie odjechał. Na miejscu zostawił ranną kobietę w ciąży. Udało się go zatrzymać tylko dlatego, że zgubił tablicę rejestracyjną swojego samochodu.

Najbardziej bulwersująca historia ostatnich dni dotyczy młodego chłopaka, który pod koniec października zginął w Maszewie nad Wisłą. Według oficjalnych informacji z prowadzonego przez policję śledztwa wynika, że zginął pod kołami bmw jadącego od strony Murzynowa. Ale według relacji znajomych i kolegów, wcześniej potrąciła go ciężarówka, a dopiero na leżącego już na jezdni najechała kobieta
autem osobowym. 18-latek zginął na miejscu. Kierowcy ciężarówki do dzisiaj nie udało się odnaleźć.

– Ucieczki z miejsc wypadków to dość częste przypadki, choć biorąc pod uwagę wszystkie zdarzenia tego typu, stanowią niewielki procent – mówi Mariusz Gierula z komendy miejskiej policji. – Kierowcy liczą, że unikną w ten sposób kary. Pocieszające jest jednak to, że wielu z nich, gdy ochłoną, zgłasza się na komendę.

Policja apeluje zarówno do sprawców, jak i do świadków takich zdarzeń. – Nawet gdy wypadek jest z naszej winy, to zatrzymajmy się. W ten sposób niemal pewne jest, że możemy liczyć na niższy wymiar
kary, a dodatkowo możemy uratować komuś życie – mówią policjanci.

Nikt nie uniknie kary

Mają zazwyczaj poniżej 40 lat, lubią szybką jazdę, za kółkiem czują się jak ryby w wodzie. Nawet po spowodowaniu wypadku chcą być bezkarni. Uciekają, zostawiając bez pomocy swoje ofiary. Na szczęście większość z nich udaje się złapać już pokilku godzinach.

Dwa razy powodował wypadek 22-letni Tomasz S. z Płocka. Za każdym razem uciekał. Za pierwszym razem obyło się bez ofiar, dlatego tylko stracił prawo jazdy. Drugi raz, gdy postanowił pojeździć bez prawka, zabił na Nowym Rynku przechodzącego przez ulicę mężczyznę. Jego poszukiwania trwały ponad dwa tygodnie. Udało się go złapać dzięki pomocy świadków wypadku, którzy zapamiętali markę i kolor auta. Młodzieniec trafił do aresztu, grozi mu 12 lat więzienia. Jak się tłumaczył? – Że się bał, że nie chciał pójść do więzienia – opowiadają policjanci.

Krzysztof K., zawodowy kierowca PKS-u, wprawdzie nie uciekł zaraz po potrąceniu Doroty, ale zapytał tylko, czy dziewczyna się dobrze czuje, zostawił ją na ławce przy drodze i odjechał. Gdy okazało się, że płocczanka jest ciężko ranna i kierowcy poszukuje policja, zaczął się ukrywać. Dopiero po wielu miesiącach, m.in. dzięki pomocy mediów, zmasowanej akcji policji i prokuratury udało się namierzyć kierowcę. Przed sądem tłumaczył się, że pytał dziewczynę, czy dobrze się czuje, oraz czy
wezwać pogotowie. Dlaczego nie zgłosił się na policję, gdy dowiedział się, że jest poszukiwany? Stwierdził, że bał się kłopotów i utraty pracy. Sąd skazał go na półtora roku w zawieszeniu.

– Jeżeli poszkodowany zapamięta numer rejestracyjny, to ucieczka z miejsca zdarzenia na nic się nie zda – ostrzega naczelnik płockiej drogówki Paweł Bednarek. – Bez trudu możemy ustalić sprawcę i go zatrzymać. Jego samochód jest zazwyczaj uszkodzony w charaktery styczny sposób. Gorzej, gdy świadków nie ma albo auto jest na zagranicznych numerach. Wtedy trzeba przeprowadzić dochodzenie, często długie i żmudne. Na szczęście większość tego typu spraw udaje się rozwiązać.

Jednak policjanci nie ukrywają, że świadkowie to podstawa przy tego typu działaniach. Ofiara bardzo często jest w szoku i nie jest w stanie przekazać żadnych wartościowych informacji. A liczy się każda godzina, bo auto pirata drogowego może zostać szybko naprawione. Czasami wystarczy przypadek, jak np. w podpłockim Sękowie, gdzie mężczyzna wjechał w grupkę nastolatków na skuterach. Jeden
chłopak zginął, drugi został ciężko ranny, a kierowca odjechał. Udało się go namierzyć na podstawie tablicy rejestracyjnej, którą zgubił podczas kolizji.

Podobnie było w płockich Borowiczkach, gdy pijany kierowca daewoo nubiry potrącił rowerzystę. Wtedy rozbite auto bez numerów namierzyli pracownicy jednej z firm ochroniarskich. Zablokowali samochód i wezwali policję. Warszawiak siedzący za kółkiem miał dwa promile alkoholu. – Ale jest też sporo przypadków, gdy kierowcy zgłaszają się sami – przyznaje Mariusz Gierula. – Mijają emocje, wychodzą z szoku i muszą to z siebie wyrzucić.

Psycholog Anna Szuster uważa, że większość kierowców w pierwszym odruchu po spowodowaniu wypadku czy kolizji myśli o ucieczce. – Na szczęście tylko niewielu tak postępuje – mówi w rozmowie z "Naszym
Miastem". – Jeszcze mniej jest takich, którzy robią to świadomie i potem normalnie mogą z tym żyć. Większość, nawet gdy w pierwszym momencie odjedzie z miejsca zdarzenia, szybko zgłasza się na policję albo opowiada o wszystkim rodzinie czy znajomym, a ci namawiają ich do zgłoszenia się na komendę.

Jak przyznają policjanci, od kilku lat mają ułatwione zadanie w walce z piratami uciekającymi z miejsc wypadków. – Do lamusa można odłożyć historie "skruszonych" kierowców, którzy po kilku dniach zgłaszali się, twierdząc, że byli w szoku i dzięki temu mogli uniknąć kary – twierdzi Gierula. – Dzisiaj każdy kierowca uciekający po uderzeniu w przechodnia czy inne auto jest traktowany jakby był pod wpływem alkoholu. Nie ma dla takiego żadnego pobłażania.

Policja przypomina, że za ucieczkę z miejsca wypadku grozi nawet do 12 lat więzienia. Większość kierowców i tak wpada w ręce sprawiedliwości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na plock.naszemiasto.pl Nasze Miasto