MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wisły Płock dawnych wspomnień czar (cz. I)

Daniel Świerżewski
W ciągu 65 lat istnienia, klub piłkarski z Płocka wielokrotnie zmieniał nazwę. Zaczęło się od Elektryczności Płock, przez Ogniwo po Spartę. W 1963 roku po raz pierwszy pojawiła się nazwa ZKS Wisła. Na początku lat 90., kiedy w klub zaczął inwestować przemysł rafineryjny, kibice musieli przyzwyczaić się do kibicowania Petrochemii, Petro aż wreszcie Orlenowi Płock. Zwłaszcza ta ostatnia nazwa nie przypadła im do gustu zwarzywszy na fakt, że wraz ze zmianą nazwy przyszły także nowe barwy. Ku wielkiej radości wszystkich sympatyków płockiego futbolu, twór pod nazwą „Orlen Płock” przetrwał tylko dwa lata. W 2002 roku klub ponownie przyjął nazwę Wisła, a na koszulkach znów królowały kolory niebieski i biały. Co działo się z klubem przez ten czas? Czy minione 10 lat można uznać za udane, czy jednak był to czas posuchy?

Sezon 2002/2003
Rozgrywki sezonu 2001/2002, jeszcze pod szyldem Orlenu udało się zakończyć na 2. miejscu w II lidze i obok Lecha Poznań awansować do ekstraklasy. Wtedy właśnie klub w porozumieniu z głównym sponsorem przywrócił historyczną nazwę. W I lidze zespół walczył o punkty już jako Wisła. Wtedy o sile „nafciarzy” decydowali tacy gracze jak Marcin Wasilewski, Sławomir Peszko czy Ireneusz Jeleń, obecni reprezentanci Polski. Jeśli dodamy do tego takie nazwiska jak Piotr Mosór, Vahan Gevorgyan, Wojciech Łobodziński czy Radosław Sobolewski to otrzymamy ekpię, która powinna bić się o czołowe miejsca w lidze. Być może dziś tak by właśnie było. Przed dziesięcioma laty wystarczyło na 10. miejsce w tabeli. Mimo wszystko jak na beniaminka to z pewnością wynik przyzwoity. Na pierwszą wygraną „nafciarzy” kibice musieli czekać do czwartej kolejki. Było jednak warto. Do Płocka przyjechał Widzew Łódź i wraz z gospodarzami stworzył świetne widowisko. Co najważniejsze ze szczęśliwym zakończeniem. Goście po golach Bataty i Piotra Włodarczyka prowadzili 2:0. Później kontaktowego gola zdobył Marcin Janus, ale prawdziwa eksplozja radości nastąpiła w ostatnich minutach meczu. Najpierw w 89. minucie wyrównał Dariusz Romuzga, a Jarosław Maćkiewicz kilkadziesiąt sekund później dał Wiśle pierwszą wygraną po powrocie w szeregi najlepszych drużyn kraju. Niestety tak spektakularnych powodów do radości zbyt często nie było. Wisła z reguły gubiła punkty w starciach z najsilniejszymi. Najbardziej kuriozalną porażką była ta odniesiona przy Łazienkowskiej. Po golu Tomasza Kiełbowicza Legia wygrała 1:0, ale wynik został zweryfikowany jako walkower dla gospodarzy. Powód? Przez sześć minut na boisku w barwach „nafciarzy” biegało zbyt wielu obcokrajowców.

Najważniejsze , czyli punktowanie w meczach z drużynami z dolnych rejonów tabeli wychodziło płocczanom całkiem nieźle, co zawsze jest kluczowe w walce o utrzymanie. Koniec końców Wisła zakończyła sezon na 10. lokacie z pięcioma punktami przewagi nad strefą spadkową i czterema straty do górnej połówki tabeli. Cel nadrzędny został więc osiągnięty. Sezon zostanie jednak zapamiętany głównie ze względu na wywalczenie awansu do Pucharu UEFA. Udało się to dzięki dotarciu do finału Pucharu Polski. Tam w dwumeczu lepsza okazała się Wisła Kraków, ale ponieważ „biała gwiazda” zdobyła mistrzostwo, płocczanie mogli szykować się do przygody na europejskich boiskach.

Czytaj także: Wisła Płock zremisowała w Grudziądzu

Sezon 2003/2004
Ten sezon był dla Wisły nieco mniej udany. Na stadionie w Płocku odbyło się jednak kilka spotkań, przez niektórych kibiców być może wspominanych do dziś. Z pewnością sporą niespodzianką była wygrana z warszawską Legią 2:1 po golach Andrzeja Kobylańskiego i Dariusza Gęsiora. Poza tym znów udało się w dramatycznych okolicznościach pokonać Widzew. Gole na 2:1 i 3:1 padły w ostatniej minucie meczu. Z pewnością nie byłoby to takie proste, gdyby w bramce łodzian nie musiał stanąć… obrońca Bogdan Zając. Przez blisko pół godziny udawało mu się zachować czyste konto, ale wreszcie musiał ulec po strzałach Macieja Terleckiego i Andrzeja Kobylańskiego. Meczem bogatym w dramaturgię był też mecz z Lechem Poznań. Choć tutaj „nafciarze” mogą mówić o pechu. Nie dość ,że Kobylański zaliczył trafienie samobójcze, to przy stanie 4:2 Wisła dała sobie wbić dwa gole w 87. i 89. minucie i mecz zakończył się remisem. Jeszcze bardziej dramatyczny przebieg miało spotkanie z krakowską Wisłą. Najpierw do siatki trafili goście, na co „nafciarze” odpowiedzieli aż czterema golami. Mimo tego nie udało się zdobyć kompletu punktów, bo Mirosław Szymkowiak, Maciej Żurawski i Tomasz Frankowski dołożyli po jednym golu i obie Wisły podzieliły się punktami. Remis z aktualnym mistrzem Polski, który później obronił tytuł można uznać za sukces, ale jego okoliczności sprawiały że chyba mało kto cieszył się z takiego rezultatu. Ostatecznie sezon udało się zakończyć na 5. miejscu, co z pewnością było sporym osiągnięciem.

Niestety nie można tego powiedzieć o walce na froncie europejskim. Już w pierwszej rundzie Pucharu UEFA lepszy od Wisły okazał się łotewski FK Ventspils. Wpadka przytrafiła się Wiśle również w Pucharze Polski. Już w pierwszym meczu „nafciarze” ulegli rezerwom Odry Opole i pożegnali się z turniejem.

Codziennie najświeższe informacje z Płocka na Twoją skrzynkę. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na plock.naszemiasto.pl Nasze Miasto