Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Płoccy pasjonaci cz.4. Państwo Nersowie ratują zwierzęta przed złym losem. Miejsce, w którym pasja łączy się z codziennością [WYWIAD]

Patrycja Seklecka
Patrycja Seklecka
Czy wiedzieliście, że w pobliżu Płocka znajduje się ranczo? I to nie byle jakie! Mieszkają tam najróżniejsze zwierzęta - od skorpionów po ptaki emu i lisa polarnego. To niezwykłe miejsce, zwane Ranczowiskiem, należy do Michała i Magdaleny Nersów - małżeństwa, które pasję i miłość do zwierząt ma we krwi. Na terenie rancza co roku pojawiają się odwiedzający, którzy oprócz obcowania ze zwierzętami uczestniczą w ogniskach i piknikach. Co ich najbardziej zaskakuje? Jaka jest historia rancza w Cekanowie? Zapraszamy do lektury!

Wiem, że Ranczowisko to wynik pasji i wielkiej miłości do zwierząt. Prowadzicie Państwo niezwykłe miejsce, a przecież nie każdy miłośnik zwierząt byłby skłonny to zrobić. Jaka dokładnie historia stoi za powstaniem Ranczowiska?

Zwierzakami interesowałem się od zawsze, mam to chyba po rodzicach. Wychowałem się na wsi w czasach, w których prawie każdy miał zwierzęta hodowlane takie jak krowy, świnie, kury, kaczki i inne. Miałem z nimi kontakt na co dzień. Przez lata przed powstaniem rancza prowadziłem różne zajęcia ze zwierzętami egzotycznymi. Pewnego razu, podczas spotkania z moim przyjacielem, który już wtedy prowadził podobne miejsce, zaczęliśmy o tym rozmawiać. Szczerze? Na początku nie byłem chętny, jednak z czasem przemyślałem sobie to, co mówił mój przyjaciel i postanowiłem spróbować. Część zwierzaków mieszkała ze mną przed planem założenia rancza. Ranczo otworzyliśmy w sierpniu 2016 roku.

Początek Ranczowisku dał szop pracz - Diego, ale wcześniej hodowali Państwo skorpiony, pająki czy węże. Dlaczego akurat one? Nie łatwiej byłoby hodować rybki?

Diego przez lata był symbolem naszego rancza. Był to zwierzak, którego przekazała nam nasza znajoma, która miała z nim spore problemy. Szopy są bardzo charakterne. Diego szybko wpadał w agresję i nie obyło się czasem bez większych pogryzień. Około roku zajęło ułożenie tego zwierzaka do takiego stopnia, że jeździł z nami na zajęcia do dzieci i był bardzo przyjacielski. Z tym szopem to była super przygoda na wiele lat… Jeśli chodzi o skorpiony, pająki i węże - zajmujemy się nimi od 2003 roku. Wtedy jeszcze tzw. terrarystyka nie była zbyt popularna, w naszym Płocku tylko kilka osób posiadało tego rodzaju zwierzęta. Chyba oglądane programy przyrodnicze miały wpływ na fascynację tymi zwierzakami. Co do rybek - oczywiście, że były. (śmiech) Od 4 roku życia miałem akwarium z rybkami, a w ubiegłym roku, po wielu latach przerwy, wróciłem do akwarystyki. Mam swoje akwarium 120L z rybkami i krewetkami. Na pewno ryby są bezpieczniejsze niż pająki. Trzeba być bardzo odpowiedzialnym zajmując się pajęczakami. Każdy z nich posiada jad i jest nie do oswojenia, ponieważ to zwierzę pierwotne. Ważne, aby dużo dowiedzieć się na temat takich gatunków, zanim się coś kupi.

Czytając na stronie Ranczowiska listę mieszkańców można się złapać za głowę - kozy, owce, lis polarny, jeżozwierz, daniele. A to tylko kilka z nich…jak dają Państwo radę utrzymać wszystko w ryzach? Potrzebna jest pomoc osób trzecich?

Zimą bez problemu zajmujemy się sami zwierzakami. W ciepłym sezonie odwiedza nas bardzo dużo grup i to wtedy potrzebujemy pomocy. Czasami też gdy wyjeżdżamy na kilka dni, czy np. wyścigi z psami. Tak samo jest z prowadzeniem imprez - nie da się samemu poprowadzić takiej ilości. Ważne jest, aby mieć sprawdzone osoby do pomocy. Zwierzęta przyzwyczajają się bardzo do opiekunów. Cały czas współpracują z nami te same osoby.

Płoccy pasjonaci cz.4. Państwo Nersowie ratują zwierzęta prz...

Skąd zwierzęta trafiają właśnie do Cekanowa?

Część zwierząt uratowaliśmy sami i zostały u nas do końca swoich dni. Przez ten czas bardzo się do nas przywiązały. Niektóre z nich miały swoje problemy, np. lęk przed człowiekiem czy różne zaburzenia, nad którymi trzeba było popracować. Reszta zwierząt pochodzi z naszych krajowych, zaprzyjaźnionych hodowli. Są też zwierzaki, które urodziły się u nas i z nami zostały.

Jakie są zwierzaki zamieszkujące Ranczowisko?

Każdy zwierzak jest inny, ma swoje upodobania, swój charakter. Większość z tych zwierzaków jest bardzo kontaktowa, nie wszystkie jednak można dotykać. Niektóre z nich są zżyte jedynie z opiekunem, a osoby obce traktują dosyć obojętnie. Dużo zależy też od tego, czy zwierzę wychowało się w dobrych warunkach, zostało odratowane oraz gdzie było socjalizowane. Część z nich, zanim trafiła do nas, przeszła prawdziwe piekło, dopiero u nas odnajdując spokój.

Które zwierzę na Ranczowisku ma najsmutniejszą historię, która zakończyła się happy endem?

Smutnych historii jest kilka. Dla mnie najbardziej poruszająca jest historia skunksicy Miśki. Jest ona naszym najstarszym skunksem. Kupiły ją osoby, które nie potrafiły się nią zajmować, była bita przez swoich opiekunów, a dzieci się nad nią znęcały. Z czasem porządnie ugryzła swojego opiekuna. Gdy przyjechała do nas zobaczyła, co to jest spokojne życie. Do tej pory nie przepada za małymi dziećmi, wypracowaliśmy jednak, że się ich po prostu nie boi. Są też zwierzaki takie jak lis polarny Lili i jenot Simba, które zostały wyciągnięte z ferm futerkowych.

Najbardziej osobliwy mieszkaniec Ranczowiska to…?

To trudne pytanie, bo każde z nas ma swojego jakiegoś ulubieńca - tak samo jest z osobami odwiedzającymi ranczo. Dla jednych super zwierzakiem będzie jeżozwierz, dla innych np. ptaki emu.

Zdarza się Państwu w wolnym czasie odwiedzać np. zoo? A może styczność ze zwierzakami na Ranczowisku jest zupełnie wystarczająca?

Tak, odwiedzamy zoo. Pracowałem w ogrodzie zoologicznym przez jakiś czas na zastępstwie za pracownika, więc znam również pracowników zoo, z którymi mam dobry kontakt na co dzień. Mamy dwie córki, które też bardzo lubią wycieczki i zwierzaki, chętnie jeździmy w różne miejsca turystyczne. Znamy wielu właścicieli różnych mini zoo i innych miejsc. Nawet jeśli nie znamy, to często jesteśmy kojarzeni z Ranczowiskiem. Oczywiście, nie jeździmy tylko w miejsca gdzie są zwierzęta. Wszystko robimy z umiarem. (śmiech)

Macie Państwo jakiś specjalny rytuał związany ze zwierzętami? Oprócz koguta piejącego o poranku, który budzi wszystkich dookoła. A może Wasze koguty są wyjątkowo ciche?

Nasze koguty są akurat bardzo głośne. Potrafią piać nawet w środku nocy. Mamy koguty ras długopiejących, takie jak ayam ketawa - śmiejący się kogut, czy totenko, który potrafi piać nawet do 40 sekund na jednym oddechu. Zwierzaki są karmione dwa razy dziennie - oprócz drapieżnych - one dostają pożywienie przeważnie raz dziennie. Cztery razy w tygodniu trenujemy też z naszymi psami, gdy szykują się do wyścigów. Ze zwierzakami spędzamy sporo czasu - one są bardzo do nas przywiązane i potrzebują zabawy, przytulenia czy pogłaskania.

Czy zdarzyła się kiedyś sytuacja, w której padło stwierdzenie “mam dość”? Ranczowisko to świetna inicjatywa, ale też ogromnie ciężka praca. Czy trudno jest pogodzić “zwykłe” życie z szalonym Ranczowiskiem?

Nigdy jeszcze nie powiedzieliśmy, że mamy dość. Ranczo to połączenie pasji z pracą. Jest to tak naprawdę styl życia, dostosowanie w pewnym znaczeniu życia do tego miejsca. Wbrew pozorom nie mamy problemów z wyjazdami, wakacjami itp. Mamy osoby, które nam pomagają i zawsze mogą zająć się zwierzętami. Co roku mówię, że przez rok czy dwa nie będę sprowadzać już nowych gatunków, a później wychodzi jak zwykle. (śmiech)

Co Państwa napędza i co chcecie przekazać gościom rancza?

Na pewno jest to misja edukacyjna, chęć przekazania młodym i starszym odwiedzającym różnych ciekawych informacji, ciekawostek ze świata zwierząt. Można powiedzieć, że my wychowaliśmy się na psich zaprzęgach, które uczą szacunku do zwierząt i otaczającej nas przyrody. Te wartości chcemy przekazać też odwiedzającym nas gościom. Jest to na pewno miejsce, w którym można się zrelaksować, przyjechać na ognisko… Od tego roku będzie można robić u nas również imprezy taneczne. To taka odskocznia od życia codziennego i pracy. Oprócz zwierząt, są tu też różne inne atrakcje. Stworzyliśmy własny świat, który ma swoje zasady.

Co zazwyczaj zaskakuje odwiedzających?

Wyskakujące z ogrodzenia kozy - to zawsze bawi i zaskakuje. Często dużym zaskoczeniem dla odwiedzających jest więź, jaka występuje między opiekunem a zwierzętami. Większość z nich jest bardzo zapatrzona w swojego opiekuna. Zwierzaki reagują na swoje imiona, można śmiało je wypuścić z wybiegów, a one nie będą chciały uciekać i po chwili znajdą się przy swoim przewodniku.

Oprócz prowadzenia Ranczowiska biorą Państwo udział w zawodach psich zaprzęgów. Zdobyliście m.im. 2. miejsce w Pucharze Polski w Szamotułach, 2. miejsce w Mistrzostwach Polski w Szamotułach i 3. miejsce w Pucharze Świata na zawodach w Wieliszewie - skąd siła na to wszystko? Mam na myśli treningi, przygotowania…

Psie zaprzęgi to bardzo specyficzny sport, może nawet bardziej styl życia. Nasza przygoda rozpoczęła się, gdy w 2006 roku przywieźliśmy do domu szczeniaka w typie husky. Ten pies bardzo różnił się swoim zachowaniem od psów, z którymi mieliśmy styczność wcześniej. Z czasem zaczęliśmy czytać o sporcie psich zaprzęgów. Pierwsze treningi nie były łatwe i nie zliczę, ile rowerów na tym ucierpiało. Z czasem psów przybywało. Te kolejne były już rasowe, z linii sportowych i bardzo dobrych hodowli, ukierunkowane pod kątem pracy w zaprzęgu. Trenujemy z nimi całym rokiem - latem krótkie odcinki, 2 lub najwyżej 3 razy w tygodniu. W chłodniejsze dni nawet 4 razy w tygodniu. Startujemy w wyścigach krótkodystansowych tzw. sprinterskich, gdzie trasa ma maksymalnie kilka kilometrów.

Warto wspomnieć, że Państwa psi zaprzęg składa się z 6 psów, które potrzebują sporo ruchu, nawet jeśli nie przygotowują się do wyścigów…

Mamy 6 psów rasy siberian husky, jednak nie biegają one wszystkie razem w jednym zaprzęgu. Byłoby to niemożliwe, ponieważ nasze najstarsze psy mają teraz około 13 lat, ale są w dobrej formie i na treningach biegają oddzielnie własnym tempem. One już swoje w życiu wybiegały i pokazały, na co je stać. Reszta psów też już nie jest zbyt młoda, jednak formę wciąż utrzymują. Dla psów zaprzęgowych nie ma znaczenia, czy są na wyścigach, czy treningu - dają z siebie wszystko. Dla takiego psa trening jest jak narkotyk, który uzależnia od pracy w zaprzęgu. Tyle, że to wychodzi psu na zdrowie.

Co jest najtrudniejsze, a co najłatwiejsze w prowadzeniu Ranczowiska?

Najtrudniejsza jest zawsze zima. Z naszymi zwierzakami jesteśmy przez okrągły rok. O ciepłej porze roku jest super, jednak gdy robi się zimno i przychodzą mrozy, zimne wiatry i śnieg oraz dochodzi duża wilgotność powietrza, praca nie jest taka prosta. Musimy bardzo często doglądać, czy np. zwierzakom nie jest zimno, czy nie mają mokro. Leczenie dzikich zwierząt też nie jest łatwe, jednak z tym radzimy sobie całkiem nieźle. Na szczęście nasze zwierzaki bardzo rzadko chorują. Jeśli jest ciepło i słonecznie, wtedy wszystko jest proste. (śmiech)

Chcieliby Państwo, żeby na mapie Polski pojawiało się coraz więcej takich miejsc? Dlaczego?

Z jednej strony tak - byłoby fajnie zobaczyć ich więcej, chociaż w całej Polsce jest wiele ciekawych, do których warto się wybrać. Z drugiej strony, znamy też niestety sporo miejsc, które są nastawione tylko na zysk, a zwierzęta w nich traktowane są bardzo przedmiotowo, czyli jak coś, na czym miejsce ma zarabiać. Takie działalności szybko się zamykają. Nie tolerujemy takiego traktowania zwierzaków i sami nigdy nie traktowaliśmy w ten sposób naszych podopiecznych. Bez pasji nie da się prowadzić rancza - trzeba to wszystko dobrze dopracować. Można mieć kilka zwierzaków, ciekawe o nich opowiadać, miejsce może mieć super klimat. Może być również tak, że będzie bardzo dużo zwierząt, a miejsce będzie zaniedbane, bez klimatu, prowadzone jakby za karę.

Gdyby czytał ten wywiad ktoś z drugiego końca Polski i chciał założyć własny zakątek, z czym musi się liczyć? Czego potrzeba, żeby stworzyć takie ranczo?

Na pewno trzeba się liczyć z tym, że pochłonie to dużą część życia i będzie trzeba dostosować wiele rzeczy pod to miejsce. Zwierzakom, jeśli mają się czuć dobrze, nie wystarczy tylko zwykłe karmienie - trzeba spędzać z nimi czas. Nieważne, czy temperatura wynosi 20°C na plusie, czy na minusie. Najlepiej uczyć się na własnych błędach, testować różne rzeczy. Na pewno warto zasięgnąć rady kogoś, kto prowadzi takie miejsce od lat. Taka osoba może bardzo pomóc - zawsze będzie łatwiej zacząć. Z każdą działalnością jest tak, że musi się rozwijać i iść do przodu - nie można się zatrzymywać. Prowadzenie rancza wymaga dużo pracy i wyrzeczeń, za to daje wielką satysfakcję.

Gdybyście chcieli zapoznać się z ofertą Ranczowiska i na własne oczy zobaczyć efekty pracy Państwa Nersów, zapraszamy na stronę Ranczowiska. Jeśli natomiast macie jakąś pasję, którą chcielibyście się z nami podzielić, możecie odezwać się do nas telefonicznie pod nr: 502 499 074 lub poprzez e-mail: [email protected], a także przez facebook: Płock NaszeMiasto. Zachęcamy do dzielenia się swoimi zainteresowaniami!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na plock.naszemiasto.pl Nasze Miasto