MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Orlen Wisła Płock - Pfadi Winterthur. Nafciarze ponownie o klasę lepsi od Szwajcarów. Teraz czas na maraton!

Damian Kelman
Damian Kelman
plock.naszemiasto.pl
Orlen Wisła Płock powróciła do zmagań w ramach fazy grupowej Ligi Europejskiej. W 7. kolejce rozgrywek podejmowała na własnym parkiecie szwajcarski Pfadi Winterthur. Nafciarze od pierwszej minuty pokazali, że są lepszym zespołem i wygrali wysoko 35:27, do przerwy prowadząc już 16:9.

Zamurowana bramka

Mecz rozpoczął się od dobrej akcji Wisły i podania do Abela Serdio, które wykonał Niko Mindegía. Goście odpowiedzieli równie skutecznie z lewego skrzydła, ale błyskawicznie na ponowne prowadzenie wyprowadził nas hiszpański rozgrywający. Po chwili piłkę w obronie z kolei przejął Przemysław Krajewski, jednakże nie był w stanie pokonać bramkarza w sytuacji sam na sam. Swoje zrobił jednak Michał Daszek - nasz drugi reprezentant również przejął piłkę w obronie i pomknął samotnie pod bramkę rywali, pokonując goalkeepera rzutem pod podniesioną nogę. Szwajcarzy ponownie zgubili piłkę, tym razem wyrzucając ją w aut, a sytuację wykorzystał Lovro Mihić, który otrzymał długą piłkę i pewnie umieścił ją w pustej bramce, bo Pfadi zdecydowało się atakować w siódemkę. Kolejna ofensywna akcja przyniosła przyjezdnym rzut z koła, lecz tym razem to Adam Morawski popisał się doskonałą interwencją, a w szybkim ataku wynik na 5:1 podwyższył Zoltán Szita. Szwajcarzy po chwili jednak przerwali swoją serię niepowodzeń i rzucili drugą bramkę, ale ponownie skutecznie odpowiedział Daszek. "Skauci" męczyli się z naszą dobrze funkcjonującą obroną, musząc co chwila niemalże atakować pod zagrożeniem gry pasywnej, ale nie przeszkodziło im to dobrze zagrać z kołem, skąd dorzucili kolejne trafienie. Nasi zawodnicy jednak byli nie do zatrzymania - siódma minuta przyniosła siódmą bramkę, a strzelcem okazał się tym razem Serdio. Kolejna wymiana ciosów okazała się znów być na korzyść Nafciarzy - najpierw dobrą obroną popisał się "Loczek", a później ze skrzydła, nie bez problemów, bramkarza przelobował Mihić i trener gości, przy wyniku 8:3 w 9. minucie, poprosił o przerwę na żądanie.

Czas nie przyniósł do końca zamierzonych skutków, bo znów przyjezdni musieli wyszarpać sobie pozycję rzutową, a prawego skrzydłowego zatrzymał Morawski, który po chwili pokusił się o rzut do pustej bramki, jednak minimalnie chybił. Nasz bramkarz zrewanżował się bardzo szybko, zatrzymując kolejną próbę z prawego skrzydła, ale i wiślacka liczba bramek nie uległa poprawie, bo ponownie zatrzymany został Krajewski - tym razem nie wykorzystał rzutu karnego. Czas leciał, a między słupkami coraz bardziej niesamowite umiejętności pokazywał "Loczek", który tym razem wybronił dwa kolejne rzuty w jednej akcji i pozwolił nam wreszcie przełamać okres bez gola - w siatce piłkę zmieścił Mihić. Adam Morawski obronił jeszcze jeden rzut, jednakże tym razem nie pozwoliło nam to podwyższyć wyniku, bo w dobrej okazji przestrzelił nasz hiszpański kołowy i po 16 minutach wygrywaliśmy 9:3.

Wysokie prowadzenie

Goście zaczynali nie tylko mieć kłopoty z pokonaniem bramkarza, ale też zaczęli gubić piłkę. Wykorzystał to Niko, rzucając dziesiątą bramkę dla Wisły, a w odpowiedzi - po staremu. Tym razem Morawski obronił rzut karny i na tym etapie gry mógł się popisać niesamowitym wynikiem skutecznych interwencji, który wynosił 75%! Koledzy z zespołu nie mogli marnotrawić aż tak doskonałego dnia "Loczka", chociaż i tak zdarzało im się trochę nieudanych prób, w tym kolejny niewykorzystany rzut karny przez Sergeia Kosorotova. Swoje zrobił jednak Serdio, który znów doskonale odnalazł się po podaniu środkowego i rzucił naszą jedenastą bramkę, a niepowodzenia Pfadi, przynajmniej na moment, zostały przerwane. Po szybkim wznowieniu do siatki trafił jeden z przyjezdnych. Chwilę później Szwajcarzy dorzucili kolejną bramkę, tym razem wykorzystując nasz faul w ataku. Nasza pauza nie trwała na szczęście tak długo jak przeciwników, bo już po chwili trafił Serdio, ale goście dorzucili szybko również swoją bramkę, a po chwili jeszcze jedną, wykorzystując nasz kolejny błąd w ofensywie. Dzięki temu zbliżyli się do nas na pięć bramek - 12:7. Ten stan rzeczy nie trwał długo i golem odpowiedzieli Nafciarze - rzut ze skrzydła wykorzystał Jan Jurecić. "Skauci" po szybkim wznowieniu rzucili w słupek, a potężną bombę do siatki posłał Kosorotov i bardzo szybko wróciliśmy do siedmiu trafień przewagi, które niedługo później wynosiły już osiem, bo po bramce gości i trafieniu Jurecicia, w następnej akcji piłkę wyszarpał Mihić i samotnie pokonał całe boisko, by na końcu również nie dać szans goalkeeperowi. W ostatniej minucie nasi rywale dorzucili jeszcze bramkę z rzutu karnego, a próba Kosorotova powędrowała nad poprzeczką i na przerwę schodziliśmy z prowadzeniem 16:9. Była to wręcz doskonała partia w defensywie, gdzie "dzień konia" miał Adam Morawski. W ofensywie zdarzyło się kilka drobnych błędów, jednak całościowo należało być zadowolonym z postawy Nafciarzy.

Robili swoje

Druga część rywalizacji rozpoczęła się niezwykle, jak na warunki tego spotkania, bo w pierwszej akcji karę dwóch minut otrzymał Kosorotov i była to pierwsza "dwójka" w tym meczu. Nic jednak nie dała rywalom gra w przewadze, bo zgubili piłkę w ataku, ale my odpowiedzieliśmy tym samym i to ostatecznie Szwajcarzy rzucili pierwszą bramkę w tej połowie. W ataku natomiast zrobiliśmy swoje i swoją pierwszą bramkę w spotkaniu zdobył Tin Lučin, a Pfadi zaczęło wracać do swoich koszmarów z pierwszych trzydziestu minut - ponownie zgubili piłkę - ale i my odpowiedzieliśmy niecelnym rzutem, bo poprzeczkę obił Daszek. Mistrzowie Szwajcarii ponownie długo męczyli się w ofensywie, aż ostatecznie Leon Šušnja przechwycił piłkę, lecz podanie w ataku Niko, chociaż efektownie, bo za plecami, okazało się nieefektywne i wyszło na aut bramkowy, a my znów musieliśmy grać w osłabieniu, po tym jak karę otrzymał Šušnja. Pozwoliło to Pfadi na rzucenie jedenastej bramki. Gra w osłabieniu nie przedłużyła jednak naszego przestoju, bo trafienie zaliczył nasz hiszpański playmaker, ale znów skuteczni byli przyjezdni i tablica wyników wskazywała 18:12 w 37. minucie spotkania. Kolejny atak Nafciarzy przyniósł nam trzeci rzut karny, ale pierwszy skutecznie wykorzystany - do piłki podszedł Krajewski i tym razem nie dał szans bramkarzowi, chociaż w odpowiedzi "Skauci" zdołali rzucić dwie bramki i ponownie dojść nas na pięć goli, i ponownie szybko to przerwaliśmy, rzucając ładną bramkę po wrzutce do Daszka. Można było odnieść wrażenie, że jest to jakieś fatum naszych przeciwników, ponieważ sytuacja ponownie się powtórzyła - znów udało im się dogonić Wisłę na pięć bramek i znów bardzo szybko stracili dwa kolejne gole - swój trzeci celny rzut odnotował Jurecić, a po chwili na 22:14 podwyższył Mihić, wykorzystując przechwyt i rzucając do pustej bramki. Dopiero wtedy mogli na nowo przełamać się przyjezdni, dorzucając piętnastą bramkę. Było to jednak chwilowe, bo dwa następne trafienia znów należały do nas - trafiali Serdio i Mihić - czym wyszliśmy po raz pierwszy na dziewięciobramkowe prowadzenie. Oba zespoły dorzuciły jeszcze po bramce i przy wyniku 25:16 w 46. minucie o czas poprosił trener gości.

Niezagrożona wygrana

Czas w pierwszej połowie nie przyniósł szybkich skutków gościom i tak też było tym razem. Szczelna obrona okazała się nie do przejścia i rozgrywający Pfadi musiał rzucać z nieprzygotowanej pozycji z drugiej linii, w efekcie czego piłka minęła słupek. Nie pozwoliło to jednak odskoczyć na dziesięć "oczek", bo nasz błąd w ataku został wykorzystany w kontrze przyjezdnych i prowadziliśmy ośmioma bramkami, ale zaraz swoje zrobił Lučin, a później trafienie dołożył Zoltán Szita, lecz w międzyczasie szczypiorniści z Winterthour dorzucili trzy bramki i przy wyniku 27:20 w 51. minucie czas wziął Xabi Sabate. Przyniosło to zamierzony skutek i po składnej akcji trafienie zaliczył Mindegía, lecz w mgnieniu oka odpowiedzieli rywale. Po tym znów nastała mała seria naszych graczy. Bramki rzucili David Fernandez oraz Krajewski i prowadziliśmy 30:21. Potem, można by powiedzieć - wreszcie, nastąpił fragment gry bramka za bramkę, który trwał aż do końcowego gwizdka. Po naszej stronie w tym momencie skuteczni okazali się, ponownie "Krajek" z rzutu karnego, a także Lučin, Fernandez, Kosorotov i Marek Daćko. Ostatecznie zatem zwyciężyliśmy 35:27, od początku będąc drużyną lepszą i w pełni zasługując na wygraną.

Po pewnym zwycięstwie, Wiślacy muszą się teraz przygotować na porządny maraton, który rozpoczną już w sobotę i w przeciągu tygodnia rozegrają cztery spotkania. Pierwsze z nich 19 lutego właśnie w Mielcu z tamtejszą Stalą. Początek meczu o godzinie 17:00.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na plock.naszemiasto.pl Nasze Miasto